CZEGO NAUCZYŁ MNIE SPACER NA PODWÓRKO MOJEGO DZIECIŃSTWA?
10 osób na 56 metrach kwadratowych, w 3-pokojowym mieszkaniu wypełnionym po brzegi miłością i wzajemnym wsparciem.
Niedziela zapowiadała się ciepła i leniwa. Wyszedłem z Luckim na spacer i niespodziewanie nogi poprowadziły nas do magicznego świata wspomnień, które z wiekiem powoli zaczęły przypominać nierealny sen.
Może dlatego postanowiłem przypomnieć sobie „stare śmieci”, gdzie spędziłem pierwsze lata mojego życia.
Przeszedłem tory i wkroczyłem do mojej Narni, na osiedle Antoniuk, do krainy dzieciństwa. Każdy z nas ma takie zakątki, które nosi w sercu. Dla mnie takim miejscem jest ulica Broniewskiego, przy której mieszkałem w Białymstoku.
Pamiętasz ulice ze swojego dzieciństwa?
Podwórko, na którym bawiliście się z przyjaciółmi?
Na moim jest ta sama piaskownica, trzepak, śmietnik i toporne stalowe „drabinki”, z których spadł głupi Jurek, prawie skręcając sobie kark. Jego obraz przywołał wspomnienia, którymi chcę się z Tobą podzielić.
Pamiętam:
Autostradę na piasku, po której pędziły kapsle, popędzane precyzyjnymi „pstryknięciami” palców. Zwycięzca rajdu zgarniał wszystkie kapsle, w tym tzw. „kolorowce” z napisami, po napojach sprowadzanych z zagranicy. Dzisiaj metalowy odpad, wtedy był prawdziwym symbolem prestiżu i dowodem na posiadanie „ciotki z Ameryki” lub wujka w RFN.
Grę nożem w „Pikuty” lub „Państwa i miasta”.
Skecze odgrywane w piwnicy i mini scenę z desek.
Wojny osiedlowe ze „strefami zakazanymi”, gdzie ulicami przechodziły znane tylko nam granice, których nie warto było przekraczać w pojedynkę.
„Zboczonego” Zenka, przed którym ostrzegali dorośli.
Sąsiada z parteru, którego mieszkania nie dało się minąć bez zatykania nosa.
Plamę po jajecznicy na ścianie klatki schodowej, którą „ozdobiła” wkurzona na swojego męża sąsiadka.
Pana na rowerze, który ostrzył noże. Noożee, łyżki ostrzę! Noożee…!
Uczniów sąsiedniego „Mechaniaka”, którzy na ławce pod oknem jedli pasztet z puszki, łyżeczką do herbaty.
Opuszczoną budowę, gdzie szukaliśmy desek na szable, do zabawy w Pana Wołodyjowskiego.
Tatara z pierwszej klatki, który nie był podobny do Azji Tuchajbejowicza.
Skakanie z pierwszego piętra budowanego bloku, z okrzykiem: „Maryśkaaa!”
„Wesołe miasteczko” przy „Spodkach”.
Strzelnicę, na której nikt, nigdy nie wygrał wymarzonej nagrody, magnetofonu marki Grundig, który był dla nas obietnicą sukcesu.
Karuzelę łańcuchową, na której kręcili się najodważniejsi, odpychając się nawzajem.
Salon gier i „wyżebrane” od matki 2 zł, by joystickiem uratować Ziemię przed inwazją kosmitów.
Koleżanki z sąsiedniego podwórka, które śmiały się, że nie potrafię poprawnie mówić „Lyy”. Wciąż słyszę ich: „Ladek , Ladek!”
Bezpańskie psy biegające watahami po osiedlu, które karmiłem krakowską wyjmowaną z kanapek, które mama mi robiła do szkoły.
Ciasne mieszkanie na czwartym piętrze, w którym mieszkałem zaraz po urodzeniu.
Babcię z dziadkiem, w pokoju obok kuchni.
Wujka Zbyszka z ciocią Teresą i ich trzema córkami, w pokoju przechodnim.
Pokój na samym końcu, w którym mieszkałem z rodzicami.
Potwora, który czaił się w ciemnej wnęce za pralką.
Zapach placków ziemniaczanych ze śmietaną, robionych przez babcię.
Martwą sąsiadkę z parteru, gdy w jej mieszkaniu wystawiono otwartą trumnę.
Zawodzenie kobiet ubranych na czarno.
Ponury zapach świec, do dziś kojarzących mi się z trupami i śmiercią.
„Pszczółkę Maję” na kolorowym ekranie, na którą zapraszałem całe podwórko.
Imieniny dorosłych z „Żytnią”, tatarem i „zdobytymi” wędlinami na stołach pożyczonych od sąsiadów.
Głośne uroczystości bez awantur, które często gościły w domach moich kolegów
Ciocię Adę śmiejącą się do łez z przekleństw wujka Zbyszka, który używał ich jak przecinka.
Ojca wywracającego szkło na stole, gdy gestami opisywał przygody ze swoich wyjazdów za granicę lub w delegacje.
Smak bananowej pasty do zębów marki „Gabi” i gumy do żucia w kształcie kulek, które przywoził mi z Węgier.
Zapach nowego piórnika i gumki do ścierania, którą dostałem idąc do pierwszej klasy.
10 osób na 56 metrach kwadratowych, w 3-pokojowym mieszkaniu wypełnionym po brzegi miłością i wzajemnym wsparciem.
CZEGO NAUCZYŁ MNIE “POWRÓT DO DZIECIŃSTWA”?
Żadne inne miejsce, nie dało mi tyle szczęścia, miłości i poczucia bezpieczeństwa. Ten spacer przywołał wspomnienia, które powróciły ze zwiększoną siłą, gdy trafiłem na sąsiada, którego po kilkudziesięciu latach ledwo poznałem.
Najpierw przyglądał mi się z zaciekawieniem, ale po kilku słowach wspomnienia powróciły. Gdy mialem 7 lat był starszym sąsiadem, który uganiał się za najfajniejszymi dziewczynami z osiedla.
Wydawał się taki dorosły, a przecież wtedy nie miał jeszcze dowodu osobistego. Ucieszyłem się, że zamiast standardowej rozmawy o pracy, czy polityce, skupiliśmy się na moim husky.
Mogłem zostać w domu i przeżyć kolejną, podobną do poprzednich niedzielę, a zdecydowałem się na kierunek, który omijałem latami, jeśli nie dekadami.
Dzięki tej krótkiej wycieczce poczułem wdzięczność:
• za chwile beztroskiego szczęścia,
• ciepło rodzinnego domu,
• za ulicę, którą mogłem nazywać „moją”,
• za to, że żyję i mogę wspominać te drobne szczegóły z dzieciństwa,
• za możliwość podzielenia się tym z Tobą.
Na nowo poczułem magię tamtych dni i przypomniałem sobie, co w życiu jest naprawdę ważne.
To chwilowe oderwanie się od codzienności, pozwoliło mi na złapanie perspektywy drogi, którą w życiu przebyłem.
Przypomniałem sobie, że w życiu najważniejsze są właśnie małe, z pozoru niewiele znaczące momenty, które tylko my możemy uczynić wyjątkowymi i niezapomnianymi.
Możemy to zrobić, będąc:
najlepszymi, jakimi możemy tylko być, w danym momencie,
życzliwszymi dla obcych nam osób,
cierpliwszymi dla najbliższych, których „rzekomo” kochamy,
bardziej skupionymi na dostrzeganiu swoich wad, niż cudzych.
Te rzeczy zależą tylko od nas, od nikogo więcej i to nasze decyzje, jak zareagujemy w danej sytuacji, kształtują nasze życie, a w efekcie też wspomnienia.
Na zdjęciu, po lewej stronie stoi przedszkole, do którego chodziłem. Po prawej widać budkę, w dzieciństwie należącą do “Gienka”, u którego Mama kupowała mi gumy do żucia “Donald”, z mini-komiksem Disneya w środku. Do dziś pamiętam ich intensywny i niezwykle przyjemny, owocowy zapach.
ZABIERZ ZE SOBĄ BLISKICH
Zachęcam Cię do podobnych podróży w przeszłość. One nic nie kosztują, a mogą przynieść mnóstwo radości i wzruszeń. Jeśli masz okazję, zabierz ze sobą swoich bliskich. To doskonała okazja do dzielenia się wspomnieniami i budowania więzi.
Możecie wspólnie odkryć stare fotografie, listy, przedmioty czy miejsca, które mogą przypomnieć Ci miniony czas. Pozwolą lepiej Ciebie poznać.
Takie wspomnienia mogą być doskonałym źródłem inspiracji do przemysleń, tworzenia opowieści, czy robienia albumów.
Rusz w drogę, z psem, rodziną czy samotnie i odkryj swój magiczny świat wspomnień!
Pamiętaj, że najcenniejsze skarby są ukryte tuż pod Twoim nosem.
Moje życie podzieliłbym na fazy, które ze szczegółami opisałem w książce pt. “PODCASTER. Jak zarabiać na podcastach i stać się wolnym człowiekiem”
Opisałem w niej zwrotne momenty życia, oraz jak filozofia stoicka i podcasting sprawiły, iż wreszcie stałem się wolnym człowiekiem i zacząłem realizować swoje marzenia!
Z sentymentalnym pozdrowieniem
Radek Budnicki
P.S.
Jeśli podobała Ci się ta historia i pragniesz otrzymywać więcej podobnych, prosto na swoją skrzynkę, kliknij przycisk poniżej: