O sukcesie, w który nikt nie wierzył oraz pasji biohackingu i windsurfingu- rozmowa z Michałem Zielawskim, założycielem firmy Elfi.
"Na dzień dzisiejszy, w grudniu 2024, jak ostatnio sobie spojrzałem, myślę że łącznie na wszystkich naszych socjalach mamy około pół miliona ludzi, którzy nas śledzą." - Michał Zielawski
W ramach moich cyklicznych Warsztatów Tworzenia Treści, przeprowadziłem wywiad z Michałem Zielawskim, twórcą firmy Elfi.
Poznaliśmy się kilka lat temu w warszawskiej przestrzeni coworkingowej Bobo, a od półtora roku pracujemy razem coachingowo.
Początkowo skupialiśmy się na praktyce stoickiej, później nasza współpraca ewoluowała w kierunku coachingu biznesowego i tworzenia mastermindów.
Michał jest dla mnie niezwykłą inspiracją - kilkanaście lat temu, wbrew powszechnej krytyce i niedowierzaniu, postanowił zrealizować swój z pozoru szalony pomysł.
Wraz z bratem rozpoczął innowacyjny biznes, który dziś odnosi spektakularne sukcesy, pod nazwą Elfi.
Po warsztatowych zajęciach wybraliśmy się na spacer do rezerwatu w Puszczy Knyszyńskiej, gdzie wśród malowniczych okoliczności przyrody przeprowadziłem z Michałem krótki wywiad.
Zapraszam do oglądania go na vlogu lub do lektury poniżej:
Wywiad z Michałem Zielawskim w Puszczy Knyszyńskiej
**Radek**:
Moi drodzy, chcę wam przedstawić Michała Zielawskiego. Znamy się już wiele lat.
Pracujemy ze sobą od półtora roku, z przerwami, ale pracujemy nad różnymi rzeczami, nad rozwojem osobistym. Pracowaliśmy kiedyś stoicko, a teraz zajmujemy się tworzeniem treści, nauką tworzenia treści.
Michał, powiedz właśnie o sobie, jakie masz plany?
**Michał**:
Powiem tak, poznałem Radka wiele lat temu, jeszcze jak nagrywał w Bobo, czyli takim co-worku w Warszawie, gdzie też mieści się moja firma.
Wtedy to było moje pierwsze zetknięcie w ogóle z zawodem twórcy, który wydawał mi się fajny, ale dosyć odległy.
No i gdzieś tam to sobie kiełkowało. Zajmowałem się swoimi rzeczami, rozwojem firmy, swoimi projektami.
Przyszedł taki czas w moim życiu, że zainteresowałem się tematem tworzenia contentu, a mamy tak fajne czasy, gdzie uważam, że fajnie jest spróbować czegoś nowego.
Nie wiem jak mi to wyjdzie, ale chcę na pewno tutaj fachowej porady Radka zaciągnąć.
**Radek**:
Powiedz, czym się na co dzień zajmujesz?
**Michał**:
Na co dzień, już od kilkunastu lat zajmuję się prowadzeniem firmy z moim bratem. Działamy w internecie pod marką Elfi.
W skrócie, robimy takie personalizowane wiadomości od świętego Mikołaja.
Firma działa na różnych rynkach, głównie w Polsce.
Mamy też tłumaczenia na kilka innych języków, m.in. portugalski.
We Włoszech też mamy dosyć spory rynek.
**Radek**:
A co konkretnie robicie?
**Michał**:
W pewnym sensie zajmujemy się produkcją filmową. Ponieważ to jeszcze były czasy dużo przed AI, wymyślaniem i tworzeniem gotowych szablonów.
Przede wszystkim zajmujemy się w pierwszej kolejności produkcją filmową, a potem na bazie takiego filmu nakręconego ze świętym Mikołajem robimy aplikację, gdzie można spersonalizować takie wideo dla swojego dziecka.
Tworzymy takie doświadczenie fajne dla rodzica, dla dzieciaków.
Niektórzy nawet ze wzruszenia potrafią się popłakać, niektórzy pośmiać, ale ogólnie budzi to fajne emocje, więc nam to też sprawia bardzo dużo przyjemności.
Jakby nie jestem i nigdy nie byłem twórcą pod marką osobistą, natomiast mamy markę dosyć dużą. Na dzień dzisiejszy, w grudniu 2024, jak ostatnio sobie spojrzałem, myślę że łącznie na wszystkich naszych socjalach mamy około pół miliona ludzi, którzy nas śledzą.
Jest to duża marka, gdzie faktycznie ludzie aż czasami się zastanawiają i pytają, czy sobie sami nie piszemy tych komentarzy, że nie ma tam totalnie zero hejtu.
Natomiast ja mówię:
To siądź i napisz 60 tysięcy pozytywnych komentarzy, to wtedy zobaczymy, czy jest to możliwe.
**Radek**:
Skąd się wziął Twój windsurfing?
**Michał**:
Windsurfing to chyba była pierwsza rzecz. W ogóle gdzieś tam zawsze sport był dla mnie taką fajną odskocznią, bo dawał mi energię i pole do wyszumienia się w jakiś sposób bardziej produktywny niż pójście na imprezę.
Chyba jak kończyłem technikum, to jeszcze wtedy mieszkając w Nieporęcie, gdzie naszym lokalnym akwenem był Zalew Zegrzyński. Pamiętam, że jak pierwszy raz zobaczyłem windsurfera, który pędzi na takim małym żagielku.
Nie wiem, czy nie był jakiś listopad czy październik. Paskudny dzień, gościu sobie pędzi na tym żaglu. Tak mi to po prostu przerył banię, że mówię, dobra, to jest coś, co kiedyś na pewno chciałbym robić.
Ale jak wiecie, jak wiele rzeczy, tak zwany "syndrom oszusta", o którym ostatnio z Radkiem rozmawialiśmy - patrzysz na coś i sobie myślisz, no tak, to jest fajne, ale gdzie ja do tego?
To nie jest coś, co może jakoś tam mi zaskoczyć. No ale finał był taki, że najpierw przez rok kupowałem jakieś pisma, czytałem o windsurfingu, potem parę lat samodzielnej nauki, no a finalnie stało się to jakąś potem pasją już na całe życie.
**Radek**:
Na Twoim Instagramie, bo ty masz tylko Instagrama, jeżeli chodzi o treści, którymi się dzielisz, tak?
**Michał**:
Tak, jeśli chodzi o social media, na razie w sumie działam tylko na Instagramie.
To znaczy, "działam" to jest za dużo powiedziane. Zwyczajnie mam jakiś swój pamiętnik, gdzie dokumentuję w postaci zdjęć czy filmów zajęcia, które mam.
Firma, którą prowadzimy jest sezonowa, więc daje mi to pewną dozę takiej swobody czasowej, że gdzieś tam mogę sobie czasami wyjechać.
Dwa lata temu spełniłem jedno ze swoich wieloletnich marzeń, czyli takie zwieńczenie kariery każdego windsurfera - wyjazd na Hawaje. Mimo że windsurfing to taki sport, którego uczy się całe życie i naprawdę tak jest, serio ten sport jest wymagający i dużo daje, ale też i dużo wymaga od siebie. Hawaje to był na pewno wyjazd życia.
Popełniłem post z filmem i opisem tego doświadczenia. Sam wyjazd na Hawaje to było zwieńczenie tego, jak przez 15 lat wcześniej oglądasz magazyny, jakieś pisma.
Miałem prenumeratę magazynu Windsurfing, czytałem o zawodnikach, oglądałem te miejsca. To jest jak wyjazd... do czego to porównać... tak jakby ktoś był kinomanem i nagle ma okazję poznać osobiście Brada Pitta.
Dla mnie to było podobne doświadczenie - nagle po tylu latach jestem na tej samej plaży, którą widziałem wielokrotnie na filmach, walczę z tą samą falą, mogę zbić piątkę z Francisco Goya, który jest już właściwie legendą tego sportu. Doświadczenie na pewno niesamowite.
By nie przegapić podobnych lekcji i historii, kliknij przycisk poniżej:
**Radek**:
Michał, zauważyłem, że interesujesz się rzeczami około zdrowotnymi.
Mogę tak powiedzieć, że interesuje Cię biohacking, trochę interesuje Cię sport.
Powiedz coś więcej na temat Twojej zajawki, z czego przede wszystkim wynika?
**Michał**:
Wiecie co, tu się trochę delikatnie pod nosem uśmiechnąłem na to, co powiedział Radek. Od paru lat myślę, że wśród moich znajomych jakaś taka ksywka "Michał Lekarz" się przewija, trochę żartobliwie, ale coś w tym jest. Bardzo lubię ten temat. Sam się zastanawiałem, skąd to się u mnie wzięło.
Myślę, że po prostu z tego, że gdzieś tam w rodzinie z różnymi historiami chorobowymi musieliśmy się zmagać i wydaje mi się, że to jakąś taką motywację wzbudziło we mnie na jakimś etapie, a potem to się przerodziło w pasję. Nie robiłem tego z przymusu, tylko z zainteresowania.
Zobaczyłem, że jest bardzo wielu twórców, którzy fajnie tworzą content wokół tego - czy to aspekt siłowni, czy odżywiania, czy suplementy, czy nawet teraz popularny Brian Johnson, gościu, który pobił rekord świata w cofnięciu się w swoim wieku biologicznym.
**Radek**:
Według Ciebie Brian Johnson cofnął się z wyglądu?
**Michał**:
Nie, moim zdaniem nie cofnął się Brian Johnson z wyglądu, mam tu swoją teorię. Dość blado wygląda, ale to mnie też pokrywa z tym, że on akurat tu ma rację.
Słońce, słuchajcie, opalenizna, to jest nic innego jak tylko rana na skórze, przez którą skóra dostaje w tyłek.
Prawda też jest taka, że chłopaki wszyscy, którzy wypływają na windsurfingu prawie że zawodowo, na pewno to słońce ma wpływ i bardzo ciężko jest się jakoś tam ochronić wizualnie.
Jest też inna rzecz - polecam dokument na YouTubie, nie pamiętam teraz tytułu, gdzie jest facet taki około 50 lat, który zaczyna się interesować tym, dlaczego zawsze jak jest maraton w Londynie, to jest kilku stulatków, którzy przebiegają cały ten maraton. Od tego zaczyna się jego podróż w poszukiwaniu odpowiedzi.
Film jest darmowy, można go wyszukać. W skrócie gościu nagrywa cały dokument i a propos tego wyglądu zewnętrznego, facet znajduje swojego rówieśnika, który ma też około 50 paru lat. Pierwsze na co zwraca uwagę, patrzą po sobie, mówią "hej, my w sumie wyglądamy podobnie", ale zaraz po tym idą na badania bardzo dokładne.
Facet, który wygląda tak samo, różni się, bo ten który potencjalnie jest zdrowy, co się zaraz okaże w badaniach, zdrowo się odżywia, przeprowadza tzw. deficyt kaloryczny w tygodniu regularnie, czyli ma jakieś dni, w których po prostu je mniej i sobie gdzieś tam te kalorie dawkuje, żeby ten deficyt jakoś podtrzymywać cyklicznie, plus oczywiście dużo się rusza, dobrze śpi.
Idą na badania i okazuje się, że wyniki wychodzą im diametralnie inne, do tego stopnia, że autor dokumentu dostaje informację, że jeżeli będzie żył tak jak żyje, to maksymalnie za 10 lat ma całą listę chorób cywilizacyjnych, które już mu prawdopodobnie się zaczynają rozwijać.
Mają różne testy neurologiczne, np. refleks, stanie z zamkniętymi oczami na jednej nodze - praktycznie w każdym tym ćwiczeniu ten pan dokładnie wygląda tak samo z twarzy, jeśli chodzi o zmarszczki, siłę włosów, ale wyniki mają zupełnie inne. Więc ten wygląd nie zawsze idzie w parze.
**Radek**:
A powiedz mi, czy Ty masz jakąś swoją biohackerską rutynę?
**Michał**:
Jeśli chodzi o rutynę biohackerską, ja już wiele lat temu miałem takie przemyślenie, że jeżeli chcesz, żeby coś w Twoim życiu miało faktycznie wpływ, jakiś sens, to musi być to coś, co będziesz robił nie przez miesiąc, tylko docelowo przez całe życie.
I żeby to robić w taki sposób, to musi być to rzecz, którą chociaż odrobinkę lubisz, chociaż odrobinkę jest przyjemna i daje Ci jakąś taką motywację przy okazji.
Przykładowo, ktoś mówi:
"Dobra, chciałbym zacząć ćwiczyć".
No i ludzie zaczynają od tego:
"Aha, nie ćwiczyłem całe życie, to może od poniedziałku będę na 6 rano chodził na siłownię".
Co się okazuje - po pierwszym tygodniu tak bardzo zaczynają nienawidzić siebie i budzika, że po tygodniu rzucają to.
**Radek**:
O której wstajesz?
**Michał**:
Wstaję zazwyczaj między 5:30 a 8:00. Generalnie bardzo lubię tą ideologię nie używania budzika.
Dlatego mam taki rozstrzał, bo jeżeli przykładowo będę miał problem z zaśnięciem danego dnia i zasnę dopiero o 12:00, to nie mam budzika.
Wiem, że jak się znajdę i wezmę za robotę do godziny 9:00, będzie dobrze, a czasami po prostu się obudzę o 5:00, czasami o 6:00.
**Radek**:
Ty robisz to na czczo, tak?
Wstajesz rano.
Ile minut siedzisz w tej wodzie?
**Michał**:
Siedzę minutę w lodowatej wodzie.
**Radek**:
Wrzucasz kostki lodu, czy jest to po prostu zimna woda?
**Michał**:
Takie są plusy mieszkania w Polsce, że woda zimą jest zimna. Nie trzeba jej chłodzić.
**Radek**:
Kiedy zjadasz swój pierwszy posiłek?
**Michał**:
Nie jem od razu po wstaniu.
Jest też taka teoria, że nawet żołądek nie jest gotowy. Ja zwykle mam taki system, że rano nie jem nic po wstaniu.
Nie piję też kawy, ponieważ poziom kortyzolu jest tak wysoki po wstaniu naturalnie, że bym oszalał.
A że naturalnie jestem osobą dosyć pobudzoną, więc nie chcę się jeszcze do tego stymulować, więc z kawą sobie czekam zazwyczaj, aż się znajdę w biurze.
**Radek**:
Gotujesz w domu, czy na mieście się odżywiasz?
**Michał**:
Głównie gotuję sobie sam, natomiast nie robię jakiegoś wielkiego gotowania. Nie mam termomiksa, może jeszcze. Może to się zmieni. Natomiast uważam, że można gotować w bardzo prosty sposób.
Ja akurat jestem “team mięso”.
Może nie carnivore. Nie ma to nazwy chyba takiej modnej, chwytliwej jak keto. Natomiast jem głównie mięso.
Ale w skrócie tak, ja jeśli chodzi o dietę, bardzo lubię mięso, różne rodzaje, chociaż głównie wołowinę, owoce. Jeśli chodzi o węglowodany, to też bardzo sobie chwalę. Miód oczywiście.
I tu właśnie, widzicie, diabeł tkwi w szczegółach.
Jaki miód, jakie mięso, jakie owoce i w jakiej ilości.
Plus jakaś tam jest już cała lista, wiecie, teraz bardzo modne słowo superfoods.
To właśnie pokazuje, że jak ktoś zaczyna wchodzić w temat zdrowego odżywiania i biohackingu, to odkrywa całe morze możliwości i szczegółów, które robią różnicę.
Po wywiadzie
Nasza rozmowa została nagle przerwana, gdy wyszliśmy na zapierającą dech w piersiach, ogromną polanę w Puszczy Knyszyńskiej.
Jej widok sprawił, że na chwilę zamilkliśmy, podziwiając rozległy krajobraz zimowej puszczy.
Ponieważ był to próbny wywiad, nagrany w ramach Warsztatów Tworzenia Treści, które prowadzę w Białymstoku, zdecydowaliśmy się na tym zakończyć nagranie.
Jednak to nie koniec naszych rozmów z Michałem - w następnym roku spotkamy się ponownie, by kontynuować fascynującą opowieść o jego doświadczeniach z biohackingiem, windsurfingiem i prowadzeniem biznesu.
Dowiecie się więcej o jego codziennych rutynach, metodach na zachowanie zdrowia i energii oraz o tym, jak łączy pasję do sportu z prowadzeniem firmy.
Opinia Michała po Warsztacie Tworzenia Treści
Tymczasem Michał, niedługo po warsztacie, wyjechał na narty, na Słowację i z ośnieżonego Chopoku przesłał swoją recenzję mojego Warsztatu:
*"Cześć!
Nagrywam z zamarzniętą buzią mini recenzję kursu Radka, który zrobiłem w zeszłym tygodniu.
Ten jednodniowy Warsztat naprawdę otworzył mi głowę i uruchomił na to, że samo tworzenie contentu może być fajne.
Na początku może się wydawać czymś dziwnym albo niepotrzebnym, ale w samym procesie można znaleźć tyle wartości, że staje się to świetną przygodą.
Polecam kurs tworzenia contentu, a w gratisie są przepiękne okolice Białegostoku!"
Pragniesz ukończyć podobny Warsztat Twórcy Treści?
Możesz go ukończyć u mnie, na Podlasiu, lub tam gdzie mieszkasz!
Pisz do mnie na adres: kontakt@lepiejteraz.pl
Świat czeka na Twój unikalny głos i perspektywę.
Nie pozwól mu zbyt długo czekać.