Od asystenta Jurka Owsiaka do walki z kopalniami złota, w Amazonii - rozmowa z Gawłem Andrzejewskim
Najczęściej są to też niszczone plemiona, ich tereny zostają przeznaczone przez dużych obszarników ziemskich, które posiadają po prostu fundusze na to, żeby wykupywać te tereny i ich wysiedlać.
Pragniesz dowiedzieć się:
Jak pracuje się u boku Jurka Owsiaka?
Jak ratowanie planety może stać się wielką pasją?
O nielegalnym wydobyciu złota w Amazonii?
Moim gościem jest Gaweł Andrzejewski, były wieloletni asystent Jurka Owsiaka, który opowiada o swojej niesamowitej podróży do Peru, gdzie na własne oczy zobaczył skutki nielegalnego wydobycia złota w Amazonii.
Kliknij przycisk poniżej i wysłuchaj naszej rozmowy w Podcaście Lepiej Teraz:
Radek:
Cześć, Gaweł.
Gaweł:
Cześć, witaj. Cześć, Radku.
R:
Bardzo cieszę się, że zgodziłeś się wystąpić w moim podcaście. Z tego, co wiem, jesteś moim słuchaczem już od lat. Chyba od samego początku, prawda?
G:
Jestem nim prawie od samego początku. Prawie, bo ty chyba zacząłeś w 2016, o ile dobrze pamiętam, prawda?
R:
Tak. W maju 2016 pierwszy raz opublikowałem podcast.
Poznaliśmy się przypadkiem chyba w 2017, tak?
G:
Tak, dokładnie. Jakoś na wiosnę albo przedwiośnie. Było zimno.
Byliśmy w kurtkach. W każdym razie ja, bo wbiegłem do kawiarni. Tak.
R:
To było Green Cafe Nero na Kabatach. Mieszkałem kilka bloków dalej.
Siedzę tam sobie i nagle ktoś pyta mnie, czy jestem Radek Lepiej Teraz?
Okazało się, że to mój słuchacz, który mnie właśnie rozpoznał.
Ty byłeś tym jednym z pierwszych słuchaczy, którzy po niecałym roku od premiery podcastu zaczęli rozpoznawać w miejscach publicznych. Na mieście, w metrze, w kawiarniach.
G:
Miniaturki na podcastach robią swoje.
Od razu poznałem twarz i usłyszałem głos.
Chyba najpierw usłyszałem twój głos stojąc w kolejce po kawę.
I mówię, nie może być Radek Budnicki?
No dobra, to jest przecież Centrum Zarządzania Wszechświatem (Green Café Nero), więc to nie jest takie przypadkowe.
R:
Tak, tak nazywaliśmy wtedy Green Cafe Nero na Kabatach.
Gaweł, jakbyś mógł powiedzieć teraz, jeżeli ktoś zadaje ci pytanie.
„Cześć Gaweł, czym się zajmujesz?”
To co mówisz, co robisz?
G:
Czym się zajmuję? Kim jestem?
Zawsze mam z tym problem, jak się zdefiniować.
Teraz jest łatwiej, ponieważ zaczynam od tego, że jestem tatą.
Jestem tatą półtorarocznej Gai. A oprócz tego, że jestem ojcem, od wielu lat pracuję i współpracuję z organizacjami pozarządowymi zajmującymi się prawami człowieka, praworządnością, klimatem, środowiskiem.
Jestem też aktywistą.
Z różnym skutkiem, z różną intensywnością, ale staram się uczestniczyć w życiu społecznym, w tematach, które są dla mnie ważne.
R:
Ale zawodowo czym się zajmujesz? Bo ty jesteś, z tego co wiem, chyba pracujesz na komputerze, tak?
G:
Tak, pracuję zdalnie.
To również jest poniekąd zasługa tego, że cię słucham, Radku, od lat.
Więc udało mi się wypracować ten tryb życia, ten model życia, w którym mogę pracować zdalnie.
Pracuję w tym momencie w organizacji pozarządowej zajmującej się głównie tym, żeby dążyć do redukcji spożycia mięsa do 2050 roku.
Więc sprawy związane z wegetarianizmem, z weganizmem, z różnorodnością żywieniową, z systemami żywieniowymi i wpływem tych zmian na zdrowie i środowisko.
R:
Ale co konkretnie robisz?
Jestem Communications Managerem. Wszystko, cała komunikacja organizacji, w której pracuję.
Ja ją tworzę, jestem też PR-owcem, reprezentuję tę organizację na różnych wydarzeniach, komunikuję raporty, komunikuję się z odbiorcami, z osobami, które są zainteresowane taką zmianą w swoim stylu życia z różnych powodów, nie tylko z powodów etycznych czy środowiskowych, ale również zdrowotnych, własnych czy ekonomicznych.
Również zajmujemy się też współpracą z biznesem i z agencjami CSR-owymi, które wypracowują strategie dla biznesu.
Jesteśmy trochę takimi strażnikami tego, żeby wszystkie działania CSR-owe, które organizacje, firmy podejmują, faktycznie miały przełożenie na realną zmianę i potrzeby, jakie wynikają z aktualnego stanu, w jakim mamy klimat.
R:
Skąd pochodzisz?
G:
Pochodzę z Tomaszowa Mazowieckiego, takie małe miasto w środku Polski, nad rzeką Pilicą. Już bardzo długo tam nie mieszkam, ale większość czasu jakby do matury, do pójścia na studia spędziłem właśnie w Tomaszowie.
R:
A studia później?
G:
Na studia wyjechałem do Wielkiej Brytanii.
Po roku przygotowawczym, który spędziłem w Oksfordzie, rozpocząłem studia z Międzynarodowego Zarządzania Turystyką i Rekreacją w Szkocji, w Stirling.
R:
To w sumie ile czasu spędziłeś za granicą wtedy, w czasie nauki?
G:
To będzie łącznie prawie 6-7 lat, ponieważ w międzyczasie jeszcze miałem długą dziekankę, na którą też wróciłem do Polski. Ale tak, bardzo dużo czasu spędziłem w Wielkiej Brytanii tam, studiując.
R:
Jak się poznaliśmy, czym się wtedy zajmowałeś?
Gdzie byłeś w swoim życiu?
G:
W momencie, kiedy się poznaliśmy, mieszkałem w Warszawie i pracowałem w Fundacji Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy, gdzie na co dzień byłem grafikiem w zespole graficznym Jurka Owsiaka.
I po niedługim czasie od rozpoczęcia tej pracy, równolegle zostałem asystentem Jurka podczas festiwali Przystanek Woodstock. Wtedy Przystanek Woodstock, obecnie Poland Rock.
R:
To długo pracowałeś dla Jurka?
Bezpośrednio z nim?
G:
To będzie łącznie 4 lata.
R:
Wow, no to znasz wszystkie smaczki.
G:
Słucham, zadawaj pytania.
R:
Co możesz powiedzieć?
Jakie wrażenia masz z tej pracy?
Czego Cię nauczyła praca z Jurkiem Owsiakiem?
G:
fot: Łukasz Widziszowski
Bardzo dużo mnie nauczyła. Na pewno wiele nauczyłem się o świecie organizacji pozarządowych w Polsce, o specyfice pracy.
Miałem ten ogromny przywilej, że pracowałem w jednej z najbardziej prężnych w swojej działce organizacji pozarządowych i też najbardziej rozpoznawalnych w kraju.
To było akurat w momencie, kiedy tworzyłem kreację wspólnie z Jurkiem w zespole graficznym. Wielka Orkiestra była najbardziej rozpoznawalną marką w Polsce według Brand Asset Valuator.
Była to okazja zobaczyć to zderzenie świata NGO-sa ze światem biznesu i jakie rewelacyjne rzeczy i ważne też społecznie mogą powstawać na przecięciach tych dwóch światów.
R:
Ale poczekaj, to musiała być mocna praca, bo to sporo stresu.
Jak wspominasz pracę z Jurkiem?
Co możesz powiedzieć na temat jego jako osoby, jako twojego bezpośredniego pracodawcy?
Czy był ostry, czy był easygoing, bezpośredni, czasami się wkurzał, czy generalnie mieliście luz?
Jak to było?
Był pracoholikiem?
G:
Na pewno była to bardzo intensywna praca. Jurek nie udaje nikogo w szkiełku przed mediami.
Jest dokładnie taką samą osobą, jaką można go obejrzeć w telewizji, czy słuchać, czy czytać.
Jest po prostu autentyczny w tym, co robi, ale jest też ultra wizjonerem, więc ta ultrawizjonerskość jest fantastyczna.
Ale jest to intensywna praca, jest to intensywna praca.
Ja bardzo lubiłem pracować z Jurkiem, szczególnie właśnie przy organizacji wydarzeń.
W momencie, kiedy odkładałem pióro, tablet, przestawałem być grafikiem i mogłem razem z nim współpracować przy organizacji, przy prowadzeniu całego przystanku Woodstock. To bardzo intensywna praca, często długogodzinna.
Jestem cały czas pełen podziwu i nie potrafię zrozumieć, jak człowiek tyle lat starszy ode mnie potrafi mieć takie bateryjki, które się po prostu nie kończą.
Więc wielokrotnie starałem się po prostu nadążyć za nim, zarówno fizycznie, jak i intelektualnie, żebyśmy mogli wykonywać naszą pracę dobrze i na szczęście się udawało.
R:
Udawało się, tak? Czyli dobrze wspominasz tę lekcję?
G:
Bardzo dobrze wspominam tę lekcję.
To był intensywny czas.
To był na pewno czas, gdzie mój głód dopaminowy był nieustannie zaspokajany, szczególnie właśnie przy okazji organizacji Woodstocku.
R:
Ale mówi się, że tacy liderzy, szczególnie prowadzący różnego rodzaju duże projekty są też ciężkimi szefami.
Zdarzały się sytuacje, że miałeś ochotę rzucić pracę, bo po prostu stresu nie wytrzymywałeś i presji ze strony szefa?
G:
Nie będę ukrywał. Wielokrotnie.
Jest to praca na emocjach, ale to też jest związane z...
R:
Przyciska do bandy?
G:
Może tak, można to tak określić, że przyciska do bandy, ale zauważyłem, że na bardzo wielu płaszczyznach my charakterologicznie jesteśmy, tak mi się przynajmniej wydaje cały czas i wydawało mi się w momencie, kiedy pracowałem z Jurkiem bardzo podobni.
Więc często w emocjach po prostu przychodziły takie myśli, które potem siadałem i potrafiłem to sobie jakoś zracjonalizować.
R:
Jakbyś był na jego miejscu, Gaweł, jak byś się zachował? Pewnie bardzo podobnie.
Tak, też byś się wkurzył, że ktoś czegoś nie robi dobrze, prawda?
G:
Tak, dokładnie. Jak ktoś nie przychodzi na czas, nie pracuje itd. Byłem szefem, więc rozumiem, że nie wszystko nie może być „tiu, tiu tiu”
Nie jesteśmy po to, żeby spijać ze swoich dzióbków, tylko żeby zrobić coś ważnego dla ludzi, często dla dzieci, więc jak najbardziej rozumiem.
A pozwól mi na trochę prywaty.
Chciałem Cię zapytać, dlaczego wtedy zdecydowałeś się na mój coaching, te 7 lat temu? Bo zapytałeś mnie o coaching, mieliśmy sesję. Pamiętam, że spotykaliśmy się nawet na żywo, co rzadko teraz robię.
G:
Bliskość, jedno osiedle, na którym mieszkaliśmy na pewno sprzyjało temu, więc mi to też bardzo pomagało, że mieliśmy ten kontakt 1 na 1, osobisty, oko w oko.
To był taki moment, kiedy już mieszkałem kilka lat w Warszawie i doskonale wiedziałem, że Warszawa nie jest miejscem dla mnie do mieszkania. Jestem z małego miasta, widziałem sporo rzeczy w życiu, ale jednak bardziej mnie ciągnęło zawsze do natury, bardziej mnie ciągnęło w góry, do lasów.
I traf chciał, żeby razem z moją ówczesną partnerką w jej rodzinie był dom w Bieszczadach. Duży, murowany dom, który przez bardzo wiele lat był zaniedbany i wymagał nieustannego remontu i doglądania. I zaczynał być po prostu problematyczny z perspektywy rodzinnej.
Od wielu lat pałałem ogromną miłością do Bieszczadów, tak samo jak moja partnerka. I stwierdziliśmy, że bardzo byśmy chcieli zachować to miejsce, żeby go po prostu nie stracić, bo jest to też miejsce wyjątkowe.
I wpadliśmy oboje na taki pomysł, żeby przywrócić dawną świetność temu miejscu poprzez otworzenie tam hostelu co workingowego.
Pierwszym etapem było to, żeby stworzyć tam hostel, a drugim, żeby ten hostel mógł przyjmować osoby, które są w stanie pracować zdalnie.
Mówimy tutaj oczywiście o 2017 roku, to jeszcze czasy wielkich początków rewolucji w systemie pracy na bardzo wielu stanowiskach, w bardzo wielu firmach.
Ale już były pierwsze sygnały odnośnie tego, że są osoby, które pracują zdalnie i też kochają bliskość natury.
Niekoniecznie mogą sobie pozwolić na to, żeby na dłuższy okres czasu przestać pracować i przebywać w tej naturze.
Więc chcieliśmy połączyć naszą pasję do tego miejsca, naszą miłość do Bieszczadów, razem z tym, żeby móc to miejsce utrzymać poprzez dawanie takim osobom możliwości do tego, żeby pracowały jednocześnie przebywając w naturze.
R:
Czyli taki hostel połączony trochę ze schroniskiem górskim i z co-workiem.
Taka hybryda tych 3 elementów?
Nazywało się to „Dzika Perspektywa”, tak?
G:
Dokładnie, tak się nazywało. Nawet założyliśmy działalność gospodarczą, która się tak nazywała w tym momencie. Więc taki był pomysł i mieliśmy ogrom pomysłów, jeżeli chodzi o to miejsce.
Brakowało nam motywacji i jasności do tego, co należy zrobić, żeby rozpocząć ten proces, żeby rozpocząć tworzenie tego miejsca na nowo.
Ewidentnie potrzebowałem kogoś, kto z perspektywy lotu ptaka będzie w stanie mądrym okiem, uważnym spojrzeć na to, co mamy, na nasze plany w głowie i tę naszą kosmate myśli trochę uporządkować. I tak się spotkaliśmy właśnie coachingowo.
R:
Mam nadzieję, że Ci wtedy pomogłem?
G:
Bardzo. O ile dobrze pamiętam, Radek, to dzięki tobie i naszej pracy miałem wtedy bardzo dużą motywację do tego, żeby odpalić to dużo wcześniej niż planowaliśmy.
Planowaliśmy to odwlekać o co najmniej rok, półtora zanim nam się to wszystko uporządkuje.
Dzięki temu, że pracowaliśmy razem i uporządkowaliśmy sobie to wszystko, odpaliliśmy to jeszcze tego samego roku, kiedy zaczęliśmy nasze sesje coachingowe.
Rozpoczęliśmy w każdym razie pracę.
R:
No to bardzo ci dziękuję za to, że dzielisz się tym.
A powiedz mi, dlaczego ciągnie cię do pomagania?
G:
Dlaczego ciągnie mnie do pomagania?!
R:
Bo zawsze jak się spotykam, w ciągu ostatnich 8 lat, to zawsze łapię Cię w jakiejś fundacji albo gdzieś pomagasz.
I akurat złapałem Cię w momencie, gdy wybierałeś się do Amazonii.
Co Cię do tego skłoniło?
Jaka filozofia życiowa?
Ktoś Cię do tego zainspirował ?
G:
Wiesz co, sięgając tak bardzo daleko i też nie chciałbym, żeby zabrzmiało to jakoś pysznie z mojej strony, ale ja dostałem bardzo dobry przykład w mojej rodzinie, od moich dziadków, od moich rodziców, którzy od wielu lat byli zaangażowanymi harcerzami, zarówno w poprzednim systemie, jak i na początku obecnego systemu. Więc dorastałem w środowisku bardzo mocno harcerskim, osób zaangażowanych, prowadzących drużyny.
Mój dziadek był komendantem hufca, mój tata prowadził swoją drużynę, mama gromadę zuchową i jakby nigdy nikt mnie nie pchał z rodziny do tego, żeby dołączyć do harcerstwa.
Ale ja wyrastałem w takim środowisku i w pewnym momencie sam doszedłem do tego, że harcerstwo to jest coś, czego chcę spróbować i jest bardzo duży zasób wartości, którymi do tej pory się kieruję i które cały czas gdzieś tam mi przychodzą do głowy.
Czasami mam taką refleksję właśnie, dlaczego ja to robię i wracam bardzo często do tego czasu harcerstwa i do tych wartości, które dostałem właśnie będąc, angażując się w działalność społeczną, w organizacji pożytku publicznego.
Jest taka jedna rzecz, która wprowadzi mnie przez życie, taka jedna wartość, jeden zapis kodeksu wędrowniczego:
Wędrownik to jest taki pion harcerski i ta wartość mówi, że wędrownik przez całe życie krocząc szuka miejsc, gdzie może być pożyteczny.
Więc chyba po prostu zależy mi na tym, żeby to, co robię w życiu, zarówno zawodowo, jak i prywatnie, było możliwie jak najbardziej pożyteczne i cały czas staram się szukać w swojej karierze zawodowej takich miejsc, gdzie mogę być przydatny ze swoimi umiejętnościami.
R:
Jak to się stało, że trafiłeś do Amazonii i pomagałeś Indianom?
W czym pomagałeś?
G:
To był zupełny przypadek.
Było to związane też z moim wypaleniem aktywistycznym, z przytłoczeniem ilością pracy i zadań związanych z aktywizmem, który prowadziłem tutaj w kraju, związanym z klimatem i środowiskiem.
Było tego bardzo dużo. Był to bardzo intensywny dla mnie czas
Mówimy o początku 2021 roku. Odczuwałem ogromny ciężar po prostu ilości pracy i przemęczeniem tego i szukałem dla siebie nowej drogi i sposobu do tego, żeby dalej się angażować w działania, w rzeczy, które są ważne, ale znaleźć jakby świeższe spojrzenie na to, złapać trochę perspektywy.
I przypadek sprawił, że dotarłem do informacji medialnej dotyczącej rozdania Nagrod Goldmana.
Nagroda Goldmana to jest, mówi się o tym kolokwialnie, zielony Nobel.
Jest to nagroda przyznawana aktywistom i aktywistkom, działaczom na całym świecie, osobom, które angażują się w zmiany, które mają pożyteczny wpływ na środowisko i klimat.
I jedną z takich laureatek w 2021 roku była dziewczyna, która mieszka w dorzeczu Amazonii, pomiędzy granicą z Kolumbią, a samą Amazonką.
I tej dziewczynie z lokalnej wioski rybackiej udało się w ekspresowym tempie, naprawdę w skali świata, w skali światowej historii udokumentowanej, ustabilizować i ustanowić ogromny obszar parku narodowego na terenie, który wymagał ustanowienia tego parku.
I zrobiła to bardzo szybko. Udało jej się zjednać lokalne plemiona, które mieszkają na tym obszarze, organizacje pozarządowe, zarówno krajowe, jak i zagraniczne, oraz uzyskać przychylność rządu do tego, żeby ten park mógł tam powstać i zostać wyposażony w odpowiednich strażników.
Bardzo chciałem się skontaktować z tą osobą. Miałem taki abstrakcyjny pomysł, że się z nią zdzwonię i z pomocą jakiegoś tłumacza pozyskam od niej informacje, jak się to udało.
Było to dla mnie fascynujące, że tak ogromny obszar terenu, który chyba odpowiada połowie Belgii, o ile dobrze pamiętam, został objęty ochroną za sprawą takiej działaczki i jej działań.
Bardzo długo próbowałem znaleźć kontakt z tą osobą. Udało mi się znaleźć organizacje, które jej pomagały, organizacje międzynarodowe. Jedną z tych organizacji było Frankfurckie Towarzystwo Zoologiczne.
Więc napisałem po prostu do nich dosłownie takiego maila w stylu:
„Dzień dobry, jestem takim zwykłym facetem z Polski, który jest aktywistą klimatycznym, ulicznym i nieulicznym i szukam kontaktu z tą dziewczyną z Peru.
Czy jesteś się w stanie mnie połączyć?”
I opisując całą swoją historię i dlaczego jestem tym zainteresowany, ta organizacja połączyła mnie ze swoją placówką w Peru i z dyrektorem.
Miałem spotkanie z dyrektorem i z zarządem placówki FZS w Peru i oni dowiadując się tego jaka jest moja motywacja do tego, żeby poznać tą osobę i dowiedzieć się więcej o tej sprawie, zaprosili mnie do Peru, żeby uczestniczył razem z nimi w jednej z ekspedycji, spotkał tą dziewczynę, dowiedział się więcej o problemach, jakie oni mają lokalnie i z jakimi się borykają i móc zrobić z nią wywiad, który mógłbym potem przywieźć do Polski i, którym miałem nadzieję, mógłbym inspirować działania związane z ochroną naszej bioróżnorodności tutaj w kraju.
R:
Czy ktoś finansował Twoją inicjatywę kontaktu z nimi?
Ktoś Cię namawiał do tego?
Ktoś Ci za to płacił ?
G:
Nie, była to w całości moja inicjatywa i nikt tego nie finansował. Sfinansowałem to ze swoich środków i oszczędności.
R:
Wow!
Czyli pracowałeś normalnie gdzieś na etacie?
Bo jesteś grafikiem?
G:
Byłem, tak.
To jest ten okres w Warszawie, kiedy pracowałem głównie jako grafik w WOŚP-ie i później w organizacjach pozarządowych jako campanier społeczny i też aktywista.
R:
Poczekaj,
Gaweł, ile wydałeś na ten wyjazd, na cały wyjazd, na przeloty, na pobyt, własnych pieniędzy?
No ile, mniej więcej?
10 tysięcy, 5 tysięcy?
G:
Dużo więcej niż to.
Myślę, że same loty w obie strony międzynarodowe kosztowały mnie około 5-6 tysięcy złotych. Były też oczywiście transport krajowy, noclegi.
FZS w Peru gwarantował mi wszelkie informacje i możliwość uczestniczenia we wszystkich działaniach, które mogą pomóc mi zebrać dobry materiał.
Natomiast cała logistyka, wyposażenie moje potrzebne do tej wyprawy w dżungli.
R:
Kilkadziesiąt tysięcy złotych wydałeś?
G:
Tak, tak. Lekką ręką licząc, myślę, że mówimy tutaj o kwocie 50 tysięcy złotych, łącznie, za cały ten pobyt trzymiesięczny.
R:
Muszę sprawdzić jedną rzecz. Powiedziałeś, że jesteś aktywistą klimatycznym.
G:
Jasne.
R:
I u wielu osób teraz włącza się taka lampka i widzą blokady aktywistów blokujących przejazd samochodów, korki na autostradach.
Czy ty należysz do tych aktywistów, takich blokujących drogi?
G:
Wiesz co, należałem do wszystkich organizacji, w których uważałem, że ich działania mają wpływ i mają odzwierciedlenie w tym, że rząd, politycy i media zaczynają się interesować tematem.
Tak były też te organizacje, które zajmowały się działaniami bezpośrednimi, bezprzemocowymi. Również strajki, blokady. Ale mówię o klimacie samym, nie mówię o polityce teraz. Tak, tak. Dla mnie to są narzędzia połączone.
R:
Rozumiem, dobra.
I co, udałeś się do Peru, kupiłeś bilet na samolot za własne pieniądze, wylądowałeś, ktoś na ciebie tam czekał, wiedziałeś gdzie pojechać, wszystko miałeś napisane, byłeś z kimś w kontakcie?
Czy wszystko jak „Zosia Samosia”, sam wszystko kombinowałeś, zobaczyłeś na mapie gdzie to jest?
Jak to wyglądało?
G:
Praktycznie wszystko było „Zosia Samosia”, oprócz tego, że wiedziałem, że mogę się spotkać z dyrektorem oraz osobami z FZS Peru w ich siedzibie w Cuzco.
Więc wylądowałem w Limie i jak tylko wylądowałem w Limie od razu napisałem do dyrektora tej placówki mówiąc mu, że już jestem i możemy się spotkać w Cuzco, kiedy tylko będzie miał czas, to niech da znać.
Ja po prostu zorganizuję sobie transport i znajdę się w Andach i będziemy mogli spokojnie porozmawiać o całym moim powodzie, dla którego się tam znalazłem oraz ustalić szczegóły odnośnie naszej współpracy i mojego udziału w ich ekspedycji do tej dżungli.
Natomiast w momencie kiedy napisałem tego smsa dyrektor odpisał do mnie:
Gaweł nie ma mnie w tym momencie w Cuzco, jestem w Puerto Maldonado na południe w dżungli amazońskiej przy granicy z Boliwią nad rzeką Rio Malinowski i Madre de Dios, która jest największym lewobrzeżnym dopływem Amazonki, ogromna rzeka, wspaniała rzeka.
R:
Rio Malinowski na cześć naszego słynnego antropologa?
G:
Dokładnie, Bronisława Malinowskiego, więc jakby powiedział mi, że jest w Puerto Maldonado pomiędzy tymi dwiema rzekami i będzie tutaj tydzień i bardzo bym chciał, że jeżeli tylko mam czas i jestem elastyczny, żebym przyleciał do nich, ponieważ ma mi coś do pokazania, chciałbym żebym zobaczył w szerszej skali z czym, z jakimi problemami mierzą się tam w Peru.
R:
A możesz opisać to co ci pokazał i co zobaczyłeś?
G:
Tak, niestety tak, były to rzeczy absolutnie wstrząsające. Pokazał mi wszystkie skutki oraz skalę zniszczeń związaną z nielegalnym wydobyciem złota nad rzeką Madre de Dios i nad rzeką Rio Malinowski.
Na ekspedycji, którą zorganizowali bardzo szybko specjalnie dla mnie, tylko żeby mi pokazać to z czym się mierzą problemy wszystkie gospodarcze, społeczne, ekonomiczne, środowiskowe.
W całej Amazonii chciał mi pokazać w pigułce w tym Puerto Maldonado, więc zobaczyłem te nielegalne kopalnie złota, zobaczyłem ogromne czterdziestotysięczne nielegalne miasto zbudowane w dżungli amazońskiej tylko i wyłącznie po to, żeby facylitować cały ten proceder, dawać miejsce do zamieszkania, do życia górnikom.
Zobaczyłem regularne miasto, którego nie powinno być w obszarze chronionym.
R:
Jak wyglądały warunki, w jakich ci ludzie pracowali?
G:
Warunki wahały się od bardzo chałupniczych typu przykryta plandeka, rozciągnięty szałas, tam podpięty silnik od jakiejś Toyoty mocniejszej, który służył do tego, żeby wydobywać, wstrzykiwać, wtłaczać pod wysokim ciśnieniem rurami wodę do ziemi, która wcześniej została wypalona i wykarczowana, kawałek lasu, po to żeby wydobywać to złoto na powierzchnię przy wykorzystaniu rtęci.
Więc to się zaczyna najczęściej właśnie cały ten proceder od palenia lasu, bądź karczowania go i sprzedaży drewna. Natomiast sam węgiel drzewny w dżungli amazońskiej też jest na wagę złota, więc jest to też bardzo intratny interes już na samym początku, po prostu jeszcze przed ekstrakcją z ziemi.
Następnie przyjeżdżają zwyczajnie biedni ludzie, którzy gonią za pieniądzem, pędzą za pieniądzem, za lepszym stanem życia w to miejsce, po to żeby zwozić to drewno, zakładać tam małe szałasy, małe wioski, zaczynać tą ekstrakcję.
W momencie kiedy się dorobią, bardzo często właśnie zaczynają tam budować po prostu miasto i to miasto w zatrważającym stopniu od 2021 roku, bądź jeszcze nawet chwilę wcześniej się poszerza, poszerza swój obszar.
W tym momencie to już nie są szałasy, to nie są lepianki, to są domy z pustaka, to są restauracje, to są kluby nocne, to są domy publiczne. Jest to ogromny problem społeczny, środowiskowy w skali już całego kraju, nie tylko tego konkretnego regionu.
R:
Czy jest lokalna ludność indiańska, która pracuje, jest zatrudniona tam, czy ludzie przyjeżdżają właśnie z tych dużych ośrodków miejskich Peru?
Czy raczej oni są niszczeni, niszczone te plemiona, które tam zamieszkują?
G:
Najczęściej są to też niszczone plemiona, ich tereny zostają przeznaczone przez dużych obszarników ziemskich, które posiadają po prostu fundusze na to, żeby wykupywać te tereny i wysiedlać ich.
Bądź robią to w sposób zupełnie nielegalny, po prostu rozstawiają się w dżungli, ściągają pracowników, którzy gonią za chlebem. Również z tych lokalnych społeczności indiańskich, ale też ściągając ich z regionu Andów, w którym jest najmniejsze zatrudnienie, największa potrzeba po prostu zatrudnienia.
Więc ściągają te osoby do tych obszarów, w których planują wydobycie. Zatrudniają ich często za stawki niewolnicze, a często są to stawki bardzo intratne, ponieważ płacone jest oczywiście, prawie każda wymiana w tym miejscu odbywa się złotem.
Odbywa się tym nielegalnym złotem. Stopień korupcji na poziomie lokalnym, administracyjnym i rządowym też jest ogromny i też ma wpływ na ten proceder.
To ogromne czterdziestotysięczne miasto w dżungli, które nazywa się La Pampa, ono ma swoją własną infrastrukturę pełną, łącznie z telekomunikacją i internetem.
Wszystko można kupić za te grudki złota.
R:
Wiesz co, opisałeś praktycznie taką esencję tego, w jaki sposób ludzka chciwość niszczy Ziemię.
To jest chyba najlepszy przykład tego. Rtęć, karczowanie lasów amazońskich. O zwierzętach w ogóle nikt nie myśli, bo po prostu niszczy się ich dom i one umierają, albo uciekają, się przemieszczają.
Niszczenie siedlisk też plemion lokalnych.
G:
Dokładnie. Niszczenie całych społeczności.
R:
Niszczenie środowiska poprzez właśnie wypłukiwanie, karczowanie lasów, a potem wstrzykiwanie tych rtęci. To też zatruwa przecież, ale to też jest niezdrowe chyba dla tych ludzi. Woda do wód gruntowych dostaje się.
G:
Oczywiście, oczywiście.
R:
Nikt się tym nie przejmuje, też się domyślam. Chodzi tylko i wyłącznie o złoto.
G:
Jest dokładnie tak jak mówisz, nikt się tym nie przejmuje, chodzi tylko i wyłącznie o złoto. Rtęć wstrzykiwana w tym procesie ma pomagać, żeby oddzielić to złoto w sposób najłatwiejszy, najbardziej efektywny od wszelkich zanieczyszczeń, od skały, do których to złoto jest po prostu przerośnięte. Więc jest to najłatwiejszy, najtańszy sposób.
Wstrzykują to bezpośrednio w ziemię, pozyskują to złoto.
To złoto oddzielone już trafia do lokalnych sortowni, do lokalnych skupów, gdzie jest mieszane ze złotem, które jest wydobywane w sposób legalny.
Tu też oczywiście, jeżeli kwestia wydobycia złota w ogóle może być legalna, ale umówmy, tak umownie powiedzmy, że ze złotem, które jest certyfikowane i legalne.
I w tym miejscu już jest wymieszane. I w momencie, kiedy opuszcza kraj, kiedy trafia do rafinerii na przykład w Szwajcarii, bez odpowiednich technologii to złoto jest praktycznie nie do odróżnienia. Więc jest to taki trochę casus „Krwawego Diamentu” w Afryce swojego czasu.
Bardzo podobny problem związany z przemocą na naturze, na środowisku i jak się okazuje też na społeczeństwach i na zwykłych ludziach, którzy mieszkają w terenach.
Jeszcze tylko dopowiem ci, że konsekwencją tej zatrucia rtęcią jest to, że całe rzeki po prostu płyną martwymi rybami. Skalę można porównywać do trzykrotności tragedii, którą posiadaliśmy, która cały czas trwa zresztą, ale którą doświadczyła Odra w ubiegłym roku u nas.
R:
A powiedz mi, jak do tego władzy Peru podchodzą?
Tam jest korupcja?
Czy jest rząd, który widzi ten problem?
Jak to wygląda?
G:
Problem rządu Peru jest oczywiście dużo szerszy. Oni mają bardzo dużą rotację, jeżeli chodzi o liderów. Jest to bardzo niestabilny, jakby w naszym rozumieniu, demokracji kraj.
I tam jest bardzo duża rotacja na stanowiskach ministerialnych i również premierów. Więc nie sprzyja to na pewno jakiejś spójnej, zaangażowanej i skutecznej polityce względem tych problemów społecznych, jakby walką z ubóstwem przede wszystkim, która prowadzi do tego, że ludzie są przyciągani przez ten nielegalny biznes.
Więc tutaj zaczynając od tego, a na pewno poziom korupcji jest bardzo wysoki, szczególnie na poziomie lokalnym, na poziomie administracji lokalnej, właśnie przez to, że za złoto można wszystko kupić.
R:
Tak, oczywiście. Ludzka chciwość nie zna granic i wydaje mi się, że granicą może być tylko i wyłącznie moment, kiedy ktoś z chciwości sam zacznie sobie robić krzywdę. Ci ludzie, którzy wysyłają tych pracowników tam i tworzą, to mieszkają pewnie daleko, w bezpiecznych miejscach, gdzie jest czysta woda.
G:
Oczywiście, że tak.
R:
I nieskażona ziemia, więc to jest o wiele łatwiejsze. Ale to jest ciekawa rzecz, którą powiedziałeś, ponieważ ja nie wiedziałem o tym.
W wiadomościach tego się nie mówi. Być może w tych wiadomościach, które ja śledzę. Wiadomości już nie oglądam, ale to, co jest w internecie, to nikt nie mówi na ten temat.
Mówi się tylko o tych okropnych aktywistach, którzy blokują autostrady. I tak naprawdę nie mówi się właśnie o takich jak ty, aktywistach, którzy tam jadą.
A powiedz mi, co ty tam zrobiłeś takiego, co uważasz, że warto było zrobić, że jakiś wynik twojej pracy był, tego pobytu tam, wymierny?
G:
Powiem ci szczerze, Radek, ja nie spodziewałem się, że zostanie mi przedstawione, zostanie mi pokazane to, co zobaczyłem i to, czego doświadczyłem.
I te wszystkie informacje, które zostały mi udzielone.
R:
Stworzyłeś jakiś raport?
Poinformowałeś kogoś o tym, co tam się dzieje?
G:
Poinformowałem organizacje pozarządowe, osoby, które są mi też bliskie.
Również jedną z laureatek z ubiegłych lat Nagrody Goldmana, która walczyła z kopalniami w Rumunii i dostała za to Nagrodę Goldmana.
Też udało jej się wyłączyć bardzo duży obszar z ekstrakcji kopalnianej. Więc od razu, jak tylko zebrałem te wszystkie informacje, jeszcze będąc tam na miejscu, ja się połączyłem z tą moją przyjaciółką szwajcarką, która mieszka w Rumunii, z prośbą o to, z informacją o tym, że czuję, że to, co zebrałem, to, czego doświadczyłem i te informacje po prostu mi przerastają jako jednostkę.
Nie będę wiele w stanie zrobić samodzielnie w tym temacie, oprócz zwykłego artykułu, zwykłej publicystyki, do której pewnie mógłbym się przyłożyć i po prostu napisać artykuł, który gdzieś by został pomiędzy stronami online albo w jakiejś gazecie i mało byłoby przełożenia na realną zmianę sytuacji w tym miejscu.
Wszystkie informacje, które zebrałem, udzieliłem tej osobie. Ona połączyła mnie, i przekazała te informacje organizacjom, które zajmują się bezpośrednio na terenie Europy, właśnie problemem wywozu nielegalnego złota z Peru, tego, jak one trafiają to nielegalne złoto do kopalni szwajcarskich i tego, co potem Szwajcaria robi z tym złotem.
Z tego, co wiem, organizacja Fairtrade już wypracowała sposób na to, żeby już na poziomie Europy, w momencie, kiedy to złoto dociera do Europy, móc w sposób chemiczny próbkować i rozpoznawać złoto, które było traktowane po prostu ekstrakcją przy użyciu rtęci.
Więc jest pewien progres, jest pewne przełożenie. Ja sobie nie przepisuję oczywiście wszystkich zasług za to, co zebrałem.
Mam taką cicho nadzieję, że po prostu przyczyniło się to, że dołożyłem swoją małą cegiełkę do tego, żeby coś zrobić z tym procederem.
R:
Ile w sumie tam czasu byłeś?
G:
Trzy miesiące łącznie. Prawie trzy miesiące.
R:
Na własny koszt?
G:
Tak.
R:
To jesteś niesamowity. Nikt ciebie nie... Wydaje mi się, że... Gaweł, ty jesteś człowiekiem, który sam z własnej inicjatywy szuka takich miejsc, które trzeba ratować.
Zależy Ci na planecie. Większości ludzi powinno zależeć, ale niestety tak nie jest. Wielu zależy właśnie na tym złocie i niszczeniu planety niestety.
Może nieświadomie, ale oni zdają sobie sprawę tego, do czego doprowadza ta chciwość. Ale wydaje mi się, że ty powinieneś założyć jakąś fundację i sam zbierać fundusze i z powodzeniem. Mam nadzieję, że ten podcast w jakiś sposób też się do tego przyczyni.
Czekam, aż założysz Patronite-a swojego, Gaweł Andrzejewski.
Nie żartuję teraz.
G:
Słyszę.
R:
Aż się prosisz, żebyś założył Patronite-a i podejrzewam, że wiele osób, jeżeli byś wymyślił jakąś inicjatywę konkretną, na którą byś zbierał pieniądze na wyjazd gdzieś, żeby pomóc albo nagłośnić jakąś sprawę, wydaje mi się, że wiele osób by się złożyło, żeby cię wesprzeć, wiesz.
O wiele bardziej niż blokując jakieś autostrady.
G:
Jasne.
R:
Bo to są rzeczy, które są wymierne, na miejscu, takie wiesz, które można pokazać. Chętnie zobaczyłbym twojego vloga z takich miejsc, jakieś nagrane podcasty, wywiady, cokolwiek. I wydaje mi się, że to jest rzecz, którą warto, żebyś opowiedział.
Myślę, że masz sporo takich historii do opowiedzenia. Sam pobyt tam. Jeżeli zgodzisz się, to chętnie zaprosiłbym cię jeszcze do podcastu, lepiej teraz, żebyś opowiedział o innych.
O pobycie, o spotkaniach z ludźmi ciekawymi.
G:
Bardzo chętnie, jeżeli tylko czujesz, że może być to wartością dla twoich słuchaczy, historii jest. Ten powód był bardzo krótki i bardzo intensywny.
Na pewno jest bardzo wiele detali, którymi chętnie bym się podzielił. Cały czas jeszcze myślę o tym, co mogę więcej zrobić. To był 2021 rok, jesień, kiedy tam byłem.
Praktycznie, oprócz tego, że podzieliłem się tymi informacjami z moimi przyjaciółmi z organizacji, zainteresowanych działaniem, nie zrobiłem tak naprawdę dużo.
Stanąłem przed jakimś takim, przed taką blokadą mentalną, polegającą albo na tym, że czuję, że cokolwiek zrobię nie będzie wystarczająco dobre i wystarczająco skuteczne, albo taką zwykłą blokadą pisarską.
Nie jestem profesjonalnym pisarzem, więc cały czas się zastanawiam, co mogę jeszcze zrobić z tymi informacjami, które zebrałem.
Z tymi przeżyciami również swoimi. Jest ich całkiem sporo, jak na taki krótki okres czas, bo było to bardzo intensywne, a proceder cały czas trwa. To się nie skończyło w przeciągu roku, więc problem nadal istnieje.
R:
Wiem, co mógłbyś z tym zrobić. Jako trener twórców treści uczę takich rzeczy na moim coachingu i w moich szkoleniach. Wydaje mi się, że powinieneś podzielić to w jakiś sposób na etapy całej podróży i na różne elementy takie, gdzie ktoś mógłby nauczyć się tego, co ty zrobiłeś.
Bo jest wielu młodych ludzi, którzy myślą o tym, żeby ratować świat. Zależy im nie tylko na sobie, ale też na tej planecie. Przeżycie takiej przygody mogłoby być fascynujące.
Mogliby dowiedzieć się od Ciebie, jak to zrobiłeś, gdzie znalazłeś bilety, jak znalazłeś kontakt do tych ludzi, jak napisałeś list, w jakim języku napisałeś, gdzie znajdować takie organizacje, gdzie nocować po drodze, jak rozmawiać z ludźmi, w jaki sposób można pomóc, znaleźć te momenty.
To wszystko można podzielić i po prostu różnymi metodami podzielić się tym. Ale o tym możemy porozmawiać w kolejnym odcinku.
G:
Brzmi bardzo ciekawie. Na pewno jest to obszar do wyeksplorowania. Porozmawiajmy o tym kiedyś jeszcze, Radek. Może to jest temat na mentoring, na coaching. Dzięki, że ty wyszedłeś z inicjatywą.
R:
Gaweł, ja mam do Ciebie takie pytanie.
Jeżeli ktoś teraz usłyszał twoje historii i chciałby dowiedzieć się, w jaki sposób pomagać naszej planecie, w sposób, jak Ty to robisz, albo generalnie pomagać, znaleźć pasję w tym i też utrzymywać się z tego, bo coś trzeba jeść, prawda?
Gdzieś trzeba mieszkać, bo samym pomaganiem człowiek nie żyje niestety.
To powiedz mi, jak można cię znaleźć?
Masz jakąś stronę, jakiś fanpage, gdzie jest jakiś kontakt do Ciebie, jeżeli ktoś chciałby napisać?
G:
Tak jak słyszysz, mi bardzo zależy na tym, żeby nie eksponować siebie w tym wszystkim, co robię i raczej staram się pokornie służyć najlepiej, jak potrafię środowisku.
Jeżeli ktoś bardzo chce, na pewno znajdziecie mnie na Facebooku Gaweł Andrzejewski.
Zobaczycie zdjęcie w zieleni, to ja.
R:
Super. Bardzo dziękuję za rozmowę.
G:
Dziękuję ślicznie, Radku. Pozdrawiam wszystkich.
P.S.
Jeśli pragniesz otrzymywać podobne wywiady i artykuły ZA DARMO, bezpośrednio na swoją skrzynkę, kliknij przycisk poniżej: