Śmierdziałem, więc ksiądz wskazał tylne siedzenie auta. Po dwóch słowach wszystko się zmieniło.
„Potrzebujemy średnio 7 sekund, żeby ocenić drugiego człowieka”
Dziś wstałem o 4:30.
Po porannym spacerze z Luckym i zaparzeniu kawy, jak zwykle zasiadłem do krótkiej prasówki.
Wszedłem na stronę CNN i trafiłem na zaskakująco inspirujący artykuł Johna Blake’a pt. “A homeless youth asked a stranger for food. The man responded with a question that changed the kid’s life forever”
John pisze w nim o człowieku, który chciał okraść eleganckiego starszego pana.
Zamiast strachu i jego błagania o litość, usłyszał pytanie:
„Jak masz na imię?”
I to proste pytanie zmieniło jego życie ( jak, dowiesz się z artykułu).
Mnie przypomniało, jak bardzo jesteśmy zakładnikami pierwszego wrażenia.
7 sekund na wyrok
Psychologowie są w tym bezlitośni:
„Potrzebujemy średnio 7 sekund, żeby ocenić drugiego człowieka”
7 sekund.
W tym czasie nasz mózg skanuje ubranie, fryzurę, sposób poruszania się. Błyskawicznie kataloguje:
„swój”, „obcy”, „groźny”, „bezpieczny”, “użyteczny”, “bezużyteczny”
To ewolucyjny mechanizm.
Nasi przodkowie musieli szybko odróżnić przyjaciela od wroga, pomocnika w przetrwaniu od łatwej ofiary.
Ci, którzy wahali się zbyt długo, nie przekazali swoich genów dalej.
Ale my żyjemy w XXI wieku, ale nasz mózg nadal działa na oprogramowaniu z epoki kamienia łupanego.
Alexander Todorov z Princeton wykazał, że ocena twarzy pod kątem wiarygodności zajmuje mózgowi... 100 milisekund. Jedną dziesiątą sekundy.
I co gorsza – te pierwsze wrażenia są wyjątkowo odporne na zmianę. Psychologowie nazywają to Efektem Halo.
Jeśli ktoś wygląda atrakcyjnie, przypisujemy mu automatycznie więcej pozytywnych cech:
inteligencję,
życzliwość,
kompetencje.
I tak!
Wszyscy to robimy.
Ksiądz w kabriolecie i książka Maxa Webera
Pamiętam, że pod koniec lat 90-tych byłem dość zakompleksionym studentem socjologii, który przyjechał “po nauki” do stolicy.
By nieco “zmężnieć”, postanowiłem pojechać autostopem przez Europę.
Do plecaka wrzuciłem kilka par gaci, koszulki, namiot, zupki chińskie i elektryczną grzałkę. A i jeszcze słynny radziecki aparat marki Zenith.
Nie śmierdziałem groszem.
Po prostu śmierdziałem. Dosłownie.
Po trzech dniach bez prysznica i spokojnego snu wyglądałem tak, że czarnoskóry sprzątacz w toalecie przy niemieckim autobahnie, nie wziął ode mnie pieniędzy za skorzystanie z WC.
Litość czy odraza?
Pewnie jedno i drugie.
Na stacji benzynowej obok Manheim łapałem stopa ponad godzinę. Zatrzymał się biały kabriolet.
Za kierownicą siedział ksiądz.
Jego zawód nie ma żadnego znaczenia dla tej historii. To był fakt.
Przyjaznym gestem zaprosił mnie do swojego auta.
Przy okazji zgarnął wyraźnie lepiej ode mnie wyglądającego Niemca, trzymającego karton z napisem: “Basel”.
Posadził go z przodu, obok siebie.
Ja wylądowałem z tyłu – brudny, zmęczony, słuchający ich ledwo zrozumiałej dla mnie niemieckiej mowy.
Mój zapach i wygląd aż krzyczał: „brudas”, „gastarbeiter”, „gorszy”.
Obaj nie odezwali się do mnie ani jednym słowem, przez godzinę.
Dopiero gdy Niemiec wysiadł, ksiądz zaprosił mnie na przednie siedzenie.
Na półce pod radiem zauważyłem książkę Maxa Webera “Politik als Beruf”.
Powiedziałem odruchowo po angielsku:
– Czytałem ją.
Ksiądz zamarł.
Ten brudny, obdarty chłopak z autostrady powiedział, że czytał Webera?
Do tego płynnym angielskim?
Dla mnie to była podstawowa lektura z zajęć KTS (Klasyczne Teorie Socjologiczne) na pierwszym roku, którą wykułem do egzaminu u profesora Jerzego Szackiego.
Ale atmosfera w aucie wyraźnie się zmieniła.
Odniosłem wrażenie, że:
Nagle poczułem się kimś wartym rozmowy.
Kimś równym.
Zaczęła się gorąca dyskusja o polityce i moralności. Unikałem tematu religii, ale nie pozwolił mi od tego uciec.
Pamietam, że już wtedy kochałem zwierzęta i zuchwale rzuciłem, że:
“Nie chcę iść do nieba, skoro nie będzie tam psów.”
Zresztą trudno mi się dziwić.
Przyjął to życzliwym śmiechem. A ja śmieję się pisząc to teraz i wspominając, jaki byłem wtedy “młody, gniewny“.
Samodzielne myślenie, a potem zajęcia z Socjologii Religii u prof. Krzemińskiego skutecznie wybiły ze mnie myślenie w kategoriach “nieba i piekła”, co jest typowym dla wielu religii regulatorem zachowań ludzi poprzez nagrodę i karę.
Kiedy widzisz, że buddyzm, hinduizm, chrześcijaństwo czy islam mają zupełnie różne wizje zaświatów, zaczynasz rozumieć, że „piekło” to nie odkrycie metafizyczne, lecz konstrukt kulturowy.
Religia przestaje być „świętą prawdą”, a zaczyna być fascynującym zjawiskiem kulturowym. To nie musi prowadzić do ateizmu, bardziej do świadomego, krytycznego dystansu.
Mimo mojej buntowniczej postawy, ksiądz był całkiem spoko gościem. Przez całą rozmowę okazywał pełen szacunek i szczere zainteresowanie, którego nie okazał przez godzinę wcześniejszej jazdy.
Tak spodobała mu się nasza ożywiona dyskusja światopoglądowa, że w końcu sam zaproponował mi nocleg na jego plebanii w Bazylei.
Odmówiłem.
Miałem w sobie za dużo potrzeby ucieczki do przodu i spodobało mi się spanie pod mostami i po pachnących moczem krzakach, obok stacji benzynowych.
Ale to spotkanie coś mi uświadomiło.
Przez całą podróż jego autem byłem tym samym człowiekiem, ale to po jednym wypowiedzianym przeze mnie zdaniu, zmienił się sposób w jaki mnie traktował.
Teraz wiem, że kiedyś na jego miejscu zrobiłbym to samo.
Jestem mu wdzięczny, że oszczędził mi kilkaset km, które inaczej musiałbym przejść „z buta”.
Setki razy zabierano mnie “na stopa”, ale to wspomnienie szczególnie ze mna zostało, bo mówi więcej o “mnie - wtedy”, niż o jego zachowaniu.
On był przyjaznym, uczynnym gościem.
Po prostu to ja sam, będąc wtedy zakompleksionym młokosem, czułem się oceniany i sam mimowolnie oceniam innych każdego dnia.
Pytanie, co można z tym zrobić?
Dlaczego tak szybko osądzamy innych?
fot: Radek Budnicki
Psychologia ma dla tego kilka wyjaśnień:
Heurystyka dostępności - nasz mózg używa skrótów myślowych, bo nie ma czasu na głęboką analizę każdej osoby, którą spotyka.
Teoria zarządzania wrażeniem Ervinga Goffmana twierdzi, że wszyscy jesteśmy aktorami na społecznej scenie. Pierwsze wrażenie to nasz kostium i scenografia.
Efekt potwierdzenia – raz utworzone przekonanie bronimy jak twierdzy. Szukamy dowodów, które je potwierdzają, ignorując te, które mu przeczą.
Jest jeszcze coś mroczniejszego.
Socjolog Pierre Bourdieu nazwał to kapitałem symbolicznym.
Twój wygląd,
sposób mówienia,
znajomość “właściwych” książek
– to wszystko są kody dostępu do wyższych klas społecznych.
Być może ksiądz w kabriolecie zmienił wobec mnie nastawienie, bo użyłem właściwego kodu:
„Max Weber”, „socjologia”, “uniwersytet”.
Nagle nie byłem już przydrożnym brudasem.
Byłem “jednym z nas”.
To niesprawiedliwe?
Jasne.
Ale tak funkcjonuje świat.
Prawdziwa miara człowieka
Inny znany Niemiec, sam Johann Wolfgang von Goethe miał na to prosty test:
„Możesz łatwo ocenić charakter człowieka po tym, jak traktuje tych, którzy nie mogą dla niego nic zrobić.”
To najbardziej brutalna i jednocześnie najczystsza miara człowieczeństwa.
Bo każdy potrafi być miły dla szefa, klienta, bogatej ciotki lub kogoś wpływowego. To nic nie kosztuje i dużo daje.
Prawdziwy charakter widać w mikrogestach wobec tych „nieściągających uwagi”
Jak traktujesz sprzątaczkę w biurze?
Właściciela “brzydkiego” maltańczyka z sąsiedniej ulicy?
Kasjerkę w Biedronce?
Bezdomnego przy drzwiach centrum handlowego?
Nikt tego nie widzi.
Nikt nie oklaskuje.
Nikt nie chwali.
Nie wrzuca tik-toka ze smutną muzyką w tle.
To jest autentyczna życzliwość – ta, która nie oczekuje poklasku.
Przy drzwiach sklepu
Kilka dni temu wchodziłem do centrum handlowego.
Przy drzwiach siedział bezdomny. Wyraźnie przestraszony, ale usłużny wobec przechodniów.
Na pewno widzieliście takich ludzi, skurczonych, starających się nie rzucać w oczy.
Wstał ze schodów i chciał wejść do środka, by schronić się przed deszczem.
Kiedy się zbliżyłem, natychmiast odskoczył, ustępując mi miejsca.
Wycofałem się, przytrzymałem mu drzwi, ustąpiłem pierwszeństwa i powiedziałem:
– Bardzo proszę!
Mężczyzna był w szoku.
Brudny, zmęczony trudnym życiem, był totalnie zaskoczony, że został potraktowany jak człowiek.
Uśmiechnął się i zobaczyłem w jego oczach łzy.
Dla mnie ten gest był odruchowy. Nic mnie nie kosztował.
Dla niego miał ogromne znaczenie, bo kompletnie nie był do niego przyzwyczajony.
I tu jest cała różnica.
Większość ludzi go nie widzi. Albo widzi tylko brud, przykry zapach i zrezygnowanie.
Nie widzi człowieka.
Co o życzliwości mówi nauka?
Badania uniwersytetu w Michigan wykazały fascynującą rzecz:
„Ludzie, którzy regularnie wykonują drobne gesty życzliwości wobec obcych, mają niższy poziom kortyzolu (hormonu stresu) i wyższe poczucie sensu życia.”
To nie jest altruizm. To jest czysta biologia. Nasz mózg jest zaprojektowany do współpracy.
Kiedy pomagamy komuś bezinteresownie, wydziela się oksytocyna – hormon więzi.
Co możesz robić:
Nigdy nie oceniaj człowieka po pierwszym wrażeniu. Wszyscy nosimy w sobie historie, których nie widać na pierwszy rzut oka.
Prawdziwy charakter objawia się w relacjach z ludźmi, od których nic nie dostaniesz. Żadnej korzyści, poklasku czy nagrody.
Drobne gesty mają moc, której nie potrafimy zmierzyć.
Pytanie “Jak masz na imię?” może odmienić czyjeś życie.
Jeden gest. Jedno pytanie. To wszystko.
Jeśli podoba Ci się to, czym się dzielę w Poranniku i chcesz więcej, kliknij przycisk poniżej: