Udając Żyda, inspiruje nas do własnej przemiany.
„Wiemy, kim jesteśmy, lecz nie wiemy, kim możemy się stać.”- William Shakespeare, Hamlet, Akt IV, scena 5.
Pożegnanie z Warszawą
fot: Radosław Budnicki ©
Żegnałem się z Warszawą z plecakiem i telefonem pełnym powiadomień, których już nie chciałem czytać.
Rok 2019. Minęło kilka miesięcy od diagnozy nowotworowej.
Miałem „tylko na chwilę” wrócić do rodzinnego miasta.
Tymczasowo.
Żeby “odpocząć”, „pozbierać myśli”.
Okłamywałem siebie samego.
Prawda była prostsza i bardziej przerażająca:
Radek, który przyjechał do Warszawy 25 lat wcześniej pełen ambicji i planów podboju stolicy, już nie istniał.
Umarł gdzieś między scrollowaniem Instagrama o 03:00 w nocy, a próbami udowodnienia obcym ludziom, że jest kimś ważnym.
Musiałem to w końcu przyznać.
A potem?
Potem musiałem pozwolić tej starej wersji siebie odejść.
Rob Cole też musiał umrzeć
Nagrałem odcinek podcastu o “Medicusie” Noah Gordona – powieści, która obsesyjnie do mnie wraca.
Od czasy do czasu męczę Was artykułami na jej temat:
Uwielbiam historię, a jeszcze bardziej dobrze napisane powieści historyczne. Ta zdecydowanie do nich należy.
Opowiedziałem więc w podcaście o tytułowym bohaterze Robie Cole, angielskim chłopcu z XI wieku, który tak bardzo chciał zostać lekarzem, że był gotów przemierzyć pół znanego wtedy świata i zmienić całą swoją tożsamość.
Dzisiaj chcę podzielić się jedną konkretną lekcją, która uderzyła mnie najmocniej. Lekcją, którą przeżyłem na własnej skórze.
Śmierć w Konstantynopolu
Jest rok 1034. Rob stoi u bram Konstantynopola po dwóch latach podróży przez średniowieczną Europę.
Przeszedł z Londynu przez Francję, niemieckie księstwa, dzikie lasy Czech i Moraw, Węgry, góry Bałkanów, Konstantynopol i zabójcze pustynie Anatolii.
Ale fizyczna podróż była łatwa w porównaniu z tym, co musiał zrobić w Konstantynopolu.
Żeby dostać się do szkoły medycznej Ibn Siny w Isfahanie – miejsca, o którym marzył – musiał przestać być sobą.
Chrześcijanin nie mógł się tam uczyć. Tylko muzułmanie i żydzi mieli dostęp do tej wiedzy.
Noah Gordon opisuje moment transformacji z chirurgiczną precyzją:
Rob kupuje żydowskie szaty.
Uczy się hebrajskich modlitw.
Obcina włosy i brodę w charakterystyczny sposób.
Zmienia imię.
Umiera chrześcijanin Rob Cole.
Rodzi się żyd Jesse ben Benjamin.
To nie jest metafora.
To dosłowna śmieć jednej tożsamości i narodziny drugiej.
Gdyby ktoś odkrył prawdę, zginąłby ukamienowany jako oszust i bluźnierca.
Jego każdy dzień w Persji będzie grą o życie.
Ale Rob – teraz Jesse – podejmuje tę decyzję świadomie. Bo wie coś, czego większość ludzi nigdy nie zrozumie:
Prawdziwa transformacja wymaga śmierci starego ja.
Teraz rozumiem moją obsesję powieścią “Medicus”.
fot: Radosław Budnicki ©
Po raz pierwszy, scena w Konstantynopolu przypomniała mi własną wyprowadzkę po 25 latach z Warszawy.
Oczywiście, nikt mnie nie kamienował.
Nie musiałem zmieniać religii.
Nie ryzykowałem życia.
Ale musiałem zabić wersję siebie, którą budowałem latami.
Tamten Radek:
żył w social mediach,
liczył lajki jak puls życia,
był uzależniony od dopaminy z weekendowych imprez na Foksal,
ciągłych powiadomień z Facebooka , czy Instagrama,
budował osobę, którą inni chcieli widzieć, nie tego, kim naprawdę był,
jak pies za kijem uganiał się za cudzą aprobatą,
za każdym razem, gdy ją dostawał, czuł się pusto
Sukces w jego rozumieniu oznaczał:
rozpoznawalność,
bycie “kimś”,
imprezowanie z właściwymi ludźmi,
bycie na właściwych eventach,
pokazywanie właściwego życia.
Tylko to wszystko było kłamstwem, bo żyłem cudzym życiem.
Realizowałem cudze marzenia.
Podążałem cudzą ścieżką.
Kiedy wracałem do rodzinnego Białegostoku, wiedziałem:
Ten człowiek musi przestać istnieć!
Nie “zmienić się”.
Nie “poprawić”.
“Umrzeć!”
Rytuał transformacji
fot: Radosław Budnicki ©
Jesse ben Benjamin przeszedł metamorfozę.
Ja usunąłem konta w social mediach ;)
Może brzmi to śmiesznie, ale dla kogoś, kto zbudował całą tożsamość online, to była amputacja bez znieczulenia.
Kim jestem, jeśli nikt mnie nie widzi?
Kim jestem, jeśli nikt nie potwierdza mojego istnienia lajkiem?
Czy jestem „wystarczający”, skoro nie mogę przeczytać o sobie komentarzy?
Jesse nosił żydowskie szaty.
Ja przyjąłem stoicyzm i minimalizm:
Przestałem robić rzeczy, które „muszę” robić.
Przestałem znać się na rzeczach, na których „muszę” się znać.
Przestałem być na bieżąco z tym, z czym „muszę” być na bieżąco.
Zacząłem słuchać audiobooków zamiast gapić się w Netflixa.
Pozwalałem sobie na nudę – świadomie, celowo.
Odkryłem, że błogie nicnierobienie to nie lenistwo. To przestrzeń, w której pojawia się prawdziwe myślenie.
Stoicyzm stał się moją codzienną praktyką. Nie filozofią do cytowania na imprezach. Praktycznym narzędziem do życia.
Powoli, boleśnie, stary Radek “umierał”.
A rodził się ten nowy.
Ewolucja
Lubimy myśleć, że możemy się “zmienić” bez zmiany czegokolwiek fundamentalnego.
Przeczytamy książkę.
Posłuchamy podcastu.
Zapiszemy się na coaching.
Wtedy będziemy “lepszą wersją siebie”.
Bzdura.
Nie możesz być “lepszą wersją” starego ja.
Możesz być tylko kimś całkowicie nowym.
Rob Cole nie mógł być “lepszym chrześcijaninem” i dostać się do szkoły Ibn Siny.
Musiał przestać nim być. Totalnie i nieodwracalnie.
Ja nie mogłem być “bardziej uważnym użytkownikiem social mediów”.
Algorytmy by mnie pokonały.
Jedyną wygraną jest: nie grać wcale.
Transformacja to nie “aktualizacja oprogramowania”.
To “format dysku” i “instalacja nowego systemu”.
Co tracisz, gdy “umierasz”
Jesse ben Benjamin stracił wszystko, czym był:
Imię
Religię
Tożsamość
Bezpieczeństwo
Możliwość powrotu
Ja straciłem:
Rozpoznawalność
“Znajomych” (którzy byli followersami, nie przyjaciółmi)
Poczucie bycia “kimś”
Iluzję kontroli nad tym, co ludzie o mnie myślą
Dostęp do darmowej dopaminy na zawołanie
Kiedy przestałem udawać kogoś, kim nie byłem, życie stało się lżejsze.
Prostsze.
Prawdziwsze.
Jesse pewnie czuł podobnie, gdy po raz pierwszy założył żydowskie szaty i nikt go nie zdemaskował.
Gdy zrozumiał, że może być kimś innym niż był.
U mnie wolność przyszła przez rezygnację. Nie przez dodawanie, ale przez odejmowanie.
To nie takie proste
Tu zaczyna się trudna część, bo łatwo mi pisać o mojej transformacji z perspektywy czasu. Łatwo romantyzować śmierć starego ja, gdy nowe ja już się urodziło i czuje się dobrze.
Ale w trakcie nie jest lekko.
Jesse ben Benjamin spędzał bezsenną noc w Konstantynopolu, decydując, czy podjąć to szaleństwo. Wiedział, że raz przekroczywszy tę granicę, nie będzie odwrotu.
Długo się zastanawiałem przed zablokowaniem i ukryciem kont. Wiedząc, że to koniec jednego życia i początek czegoś, czego nie mogę przewidzieć. Wielką przeszkodą było też to, że utrzymuję się z tworzenia treści.
Ale pytanie nie brzmi: “Jak się zmienić?”
Pytanie brzmi: “Kto musi umrzeć, żebym mógł się narodzić?”
Może to wersja Ciebie, która:
Żyje cudzym życiem
Realizuje cudze marzenia
Buduje tożsamość na aprobacie innych
Goni za rzeczami, które tak naprawdę Cię nie interesują
Boi się być sobą, bo “siebie” jeszcze nie odkrył
Jest w związku, który już dawno umarł
Pracuje w miejscu, które wysysa z Ciebie życie
Żyje tam, gdzie nigdy nie chciała być
Udaje, że wszystko jest w porządku
Noah Gordon nie pisze tego wprost, ale między wierszami “Medicusa” jest prosta prawda:
Człowiek, który wyrusza w podróż, nigdy nie wraca.
Więcej w #400 odcinku Podcastu Lepiej Teraz
W podcaście “Lepiej Teraz” opowiadam pełną historię Roba Cole’a – jego transformację, podróż przez średniowieczną Europę, spotkanie z żydowskimi kupcami, którzy nauczyli go być kimś innym.
Dzielę się też 6 innymi lekcjami z “Medicusa”.
Nie robię spoilera:
opowiadam tylko skrawki pierwszej części książki,
nie zdradzam zakończenia
nie przedstawia kluczowych zwrotów akcji.
Ale jeśli nawet tego nie chcesz wiedzieć, nie słuchaj go.




